poniedziałek, 11 stycznia 2016

Biegowa wyprawa na zaporę wodną

Na koronę tamy prowadzi kilkusetmetrowy podbieg.
(fot. źródło własne)
Jezioro Bystrzyckie stanowi jedną z lokalizacji najchętniej odwiedzanych przez Świdniczan w czasie wolnym. To malownicze miejsce pozwala na zaczerpnięcie chwili odprężenia oraz oderwanie się od monotonii dnia codziennego. Zwany również Jeziorem Lubachowskim akwen leży w Górach Sowich - dolina przełomu Bystrzycy.
Wraz z początkiem XX wieku po wybudowaniu zbiornika wzniesiono na nim imponującą zaporę wodną. Konstrukcja stanowi nie tylko fundamentalny element ochrony przeciwpowodziowej, czy źródło zaopatrzenia okolicznej ludności w wodę i energię elektryczną. Pełni rolę punktu widokowego, z którego rozciąga się sceneria otoczonego przez wzgórza Jeziora Bystrzyckiego. Zainteresowanych odsyłam na stronę internetową MapaKultury.pl. Zawiera ona dokładne informacje na temat zbiornika i tamy.
Trasa wiodąca ze Świdnicy na zaporę wodną jest rozwiązaniem niezwykle popularnym. Umiarkowany dystans, korzystne ukształtowanie terenu, atrakcje turystyczne są czynnikami sprzyjającymi biegaczom i rowerzystom. Zwłaszcza w okresie wiosenno-letnim tamtejsze drogi pełne są osób aktywnych fizycznie.

 Zaporę wodną nad Jeziorem Bystrzyckim ponad 100 lat temu wybudowali Niemcy - 44 m wysokości, 230 m długości u szczytu.
(fot. źródło własne)

Po raz pierwszy podjąłem próbę biegowego pokonania wspomnianego kursu w święto Objawienia Pańskiego. Wyruszyłem wspólnie z Tomkiem. Pogoda tego dnia była niekorzystna. Intensywne opady śniegu wraz z lekkim mrozem nie ułatwiały zadania. Stopy grzęzły w białym puchu. Biegło się ciężko, ale osiągnęliśmy celu. Na zaporze wykonaliśmy kilka zdjęć, nacieszyliśmy się otaczającym krajobrazem, a następnie ruszyliśmy w drogę powrotną. Po pokonaniu ponad 25 km dystansu z podbiegiem pod tamę zadowolenie było ogromne (Endomondo). Daliśmy radę. Zmęczenie zeszło na drugi plan.
Kolejnego dnia pobiegłem tą samą trasą. Tym razem sam. Ponownie zdobyłem zaporę wodną (Endomondo). Lustro jeziora wyłaniało się z ustępującej mgły.

 Razem z Tomkiem na tamie. W tle panorama Jeziora Bystrzyckiego. Widok z zapory w stronę Lubachowa.
(fot. źródło własne)

Dwukrotna wyprawa nie ostudziła mojego zapału. Za cel kolejnego treningu obrałem... Jezioro Bystrzyckie. Tym razem zdecydowałem się na trasę trudniejszą. Pobiegłem przez Modliszów pokonując około 3,5 km podbieg (460 m n.p.m.). Ze wzgórza zbiegłem przez Złoty Las do Lubachowa. Tym samym pominąłem Burkatów i Bystrzyce Górną, o które "zahaczyłem" w drodze powrotnej (Endomondo). Dystans biegu przekroczył 35 km. Byłem zadowolony z rezultatu. Zwłaszcza, iż udało się osiągnąć średnie tempo na poziomie 4:42 min/km - biegnąc po górskiej trasie i odczuwając w nogach zmęczenie wynikające z poprzednich treningów.
Za każdym razem, gdy przebiegałem przez Bystrzycę Górną spotykałem pewnego psa. Biegł on ze mną przez kilka kilometrów pełniąc rolę towarzysza - niczym pacemaker.

Standardowy wariant trasy prowadzącej nad Jezioro Bystrzyckie.
(zrzut ekranu z aplikacji Strava)

Wersja trasy wiodącej nad Jezioro Bystrzyckie z uwzględnieniem 3,5 km podbiegu pod Modliszów.
(zrzut ekranu z aplikacji Strava)

Jednym z moich planów na przyszłość jest obiegnięcie dookoła Jeziora Bystrzyckiego. Region błyskawicznie przypada do gustu. Niemalże z miejsca stał się dla mnie główną biegową trasą pozamiejską. Wraz z nadejściem wiosny i wydłużeniem się dnia częściej będę obierał ten kierunek.

[Aktualizacja]

 Lubachów zimą.
(fot. źródło własne)

W sobotę 16 stycznia umówiłem się na wypad z Sebastianem. Wspólnie po raz ostatni trenowaliśmy przed czterema miesiącami... Była to wówczas wyprawa kolarska, której główny cel stanowiła wspinaczka na Orlinek w Karpaczu (Endomondo). Tym razem zamieniliśmy rowery na buty biegowe. Do naszej dwójki przyłączyli się Staszek i Marian. Za punkt docelowy treningu obraliśmy zaporę wodną (Endomondo). Zima tego dnia opanowała region na całego. Biały krajobraz prezentował się wspaniale - zwłaszcza w Lubachowie oraz na tamie.

 Nasza czteroosobowa ekipa.
(fot. źródło własne)

Za sprawą Sebastiana tempo było szczególnie mocne podczas pokonywania podbiegu w kierunku tamy. Momentami wynosiło nawet 03:30 min/km. Ślizgające się na śniegu stopy stanowiły wówczas dodatkowe utrudnienie. W drodze powrotnej przyspieszyliśmy na ostatnich kilometrach. Po zakończonym treningu byliśmy usatysfakcjonowani. Przybiliśmy sobie piątki. Kolejne biegi wydają się być tylko kwestią czasu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz