wtorek, 29 grudnia 2015

I oficjalny trening na trasie Półmaratonu Ślężańskiego

Uczestnicy treningu.
(fot. KB Sobótka)
Do inauguracji 9. Półmaratonu Ślężańskiego pozostały niespełna trzy miesiące. Jednakże już w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia stowarzyszenie Klub Biegacza Sobótka zorganizowało oficjalny trening, mający na celu zapoznanie uczestników z przebiegiem marcowych zmagań.
W wydarzeniu udział wzięło ponad pięćdziesięciu biegaczy. Dla mnie trening okazał się możliwością spojrzenia na trasę z innej perspektywy. Szosy wiodące obszarem Masywu Ślęży znam jak własną kieszeń, ale z punktu widzenia treningów kolarskich. To właśnie w okolicach Sobótki swego czasu rywalizowałem na trasie Ślężańskiego Mnicha (oficjalne rozpoczęcie sezonu szosowego w Polsce) oraz niemalże na co dzień podjeżdżałem tamtejsze przełęcze. Jako biegacz pokonywałem drogi masywu pierwszy raz.

Odległe czasy sięgające 2006 roku. Moja rozgrzewka przed startem w Ślężańskim Mnichu (Memoriał Romana Ręgorowicza).
(fot. źródło własne)

Skalę trudności Półmaratonu Ślężańskiego oceniam wysoko. Z dolnośląskich półmaratonów ulicznych jest to impreza najbardziej wymagająca. Atrakcyjna pod względem krajobrazowym trasa ma charakter interwałowy. Liczne podbiegi, zbiegi, silne podmuchy wiatru potęgują uczucie zmęczenia.
Punktem szczególnym wydaje się być mająca około 2,5 km długości Przełęcz Tąpadła (384 m n.p.m.). Wiodący od strony Sulistrowiczek podbieg powoduje selekcję wśród zawodników. Podczas jego pokonywania uświadomiłem sobie o konieczności trenowania podbiegów. Kondycyjnie czułem się rewelacyjnie, natomiast zacząłem odczuwać delikatne naciąganie się ścięgien Achillesa. Na szczycie Przełęczy Tąpadła zrobiliśmy krótki przystanek w celu odpoczynku i uzupełnienia płynów, co pozwoliło moim ścięgnom się zregenerować. W trakcie marcowej rywalizacji nie będzie na to czasu. Odpowiednie przygotowanie organizmu odegra kluczową rolę. Szczególnie, iż po minięciu szczytu do pokonania czeka stromy zbieg w kierunku Sadów, który znacząco obciążą ścięgna Achillesa - istnieje ryzyko doznania kontuzji.
Niestety w Świdnicy ze względu na ograniczone ukształtowanie terenu nie ma możliwości trenowania długich podbiegów. Najbliższy znajduje się kilka kilometrów poza granicami miasta w Modliszowie.
Oczywiście Przełęcz Tąpadła nie stanowi jedynego utrudnienia. Już po starcie droga wiedzie ku górze w kierunku Strzegomian. Podbiegi znajdują się również w sąsiedztwie Będkowic, Sulistrowiczek, Sadów oraz w Sobótce podczas końcowej fazy biegu (al. Jana Pawła II, ul. Świdnicka).

 Mapa wraz z profilem Półmaratonu Ślężańskiego. Dokładne dane: EndomondoStrava (.gpx).
(zrzuty ekranu z aplikacji Strava)

Atmosfera towarzysząca biegowi była rewelacyjna. Można było poznać nowych ludzi. Każdy z uczestników podążał tempem przystosowanym do własnych możliwości. Pacemakerzy z KB Sobótka dyktowali tempo na poziomie czasów 1h 45min, 2h oraz 2h 15min. Do mety dotarłem w pierwszej grupie z wynikiem nie przekraczającym 1h 40min, a więc o ponad 5 minut szybciej od zakładanego scenariusza. Biegliśmy przez większość dystansu równym tempem. Mojej osobie zależało na sprawdzeniu się podczas podbiegów. Test wypadł pomyślnie - 2-3 razy ruszyłem mocniej do przodu nie odczuwając żadnych problemów z kondycją. Zdecydowanie najszybciej pokonałem początkową fazę podbiegając pod Strzegomiany. Przeskoczyłem wówczas z grupy biegnącej na 2h do czołówki, nadrabiając około 500 metrów.

Ciekawym wydarzeniem mającym miejsce po minięciu Sadów było spotkanie grupki kolarzy z Huzar Bike Academy. Wśród nich znajdował się urodzony w Świdnicy, a mieszkający w Sobótce Bartosz Huzarski (zawodnik zawodowej grupy Bora - Argon 18).

Zadowolony z ukończonego biegu.
(fot. Jacek)

Po pierwszym rekonesansie odniosłem pozytywne wrażenia. 19 marca chciałbym powalczyć o podium klasyfikacji Powiatu Świdnickiego. Po cichu myślę również o ustanowieniu rekordu życiowego poniżej 1h 20 min. Wprawdzie trasa należy do grona górskich, ale nie ukrywam, iż na podbiegach czuję się jak ryba w wodzie i działają one na moją korzyść. Poza tym Półmaraton Ślężański ma w sobie coś niespotykanego. Pomimo trudnych podbiegów pokonuje się go w czasach zbliżonych do zawodów charakteryzujących się płaskim profilem. Oczywiście wiele będzie zależało od formy, dyspozycji dnia, zdrowia (na treningu biegłem ze stłuczonym małym palcem u prawej stopy), taktycznego rozegrania biegu, pogody (tego dnia pomimo kalendarzowej zimy w Sobótce panowały wręcz wiosenne warunki atmosferyczne)...

KB Sobótka postarał się o świetną organizację wydarzenia. Zawodnikom zapewniono szatnie wraz z toaletami i natryskami. Na trasie biegaczom asystował samochód, który w razie kłopotów gwarantował transport do sali, przed którą zlokalizowany był punkt start/meta. Na szczycie Przełęczy Tąpadła zawodnicy mogli napić się wody podawanej przez przedstawicieli Jackowicz Team, a po ukończonym biegu skosztować ciasta wraz z ciepłą herbatą.

Sylwia i Jacek na trasie.
(fot. Marek)

Pierwszy z oficjalnych treningów był okazją do spędzenia czasu w rewelacyjnym towarzystwie. Gdyby nie pomoc i serdeczność ze strony Sylwii i Jacka, to z całą pewnością nie byłoby mnie tego dnia w Sobótce. Dzięki nim mogłem wziąć udział we wspólnym biegu, odrywając się od szarej rzeczywistości dnia codziennego. Bardzo im dziękuję. Treningi we wspólnym gronie są o wiele przyjemniejsze od samotnego pokonywania kilometrów miejskimi chodnikami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz